Niezapomniane
1.
Ciche kroki.
Ciepły półmrok.
Szczęk zamka w drzwiach i stłumiony,
miękki odgłos upadającego na podłogę ubrania.
Zgrzytają
mosiężne kurki, a rury rozpoczynają swój cowieczorny koncert zawodzenia i
szumów, z każdym westchnieniem wypuszczając z siebie potoki gorącej wody.
Zanurza się w niej cała, po sam czubek głowy, a jej krótkie, jasne loki pod
powierzchnią cieczy zamieniają się w złocistą aureolę. Po gładkiej, bladej
twarzy o delikatnych rysach i łagodnym wyrazie, po poznaczonych
bladoniebieskimi nitkami żyłek powiekach, przesuwają się rozmigotane refleksy,
rzucane przez świecącą słabo lampę. Usta o pięknym, pełnym wykroju, zastygłe w
wyrazie całkowitej niewinności, wypuszczają nagle bąbel powietrza i cała harmonia
zapada się i wali, gdy Eva podnosi się do siadu, pozwalając wodzie spływać
kaskadami po nagim ciele i ciężkich nagle włosach. Krople osiadają na jej
rzęsach, brwiach, kapią z koniuszka niedużego nosa i spiczastej brody, a ona
sama przymyka oczy i wdycha gorącą parę, rozkoszując się otaczającym ją
ciepłem. Wstaje w końcu, z gracją właściwą młodej sarnie i zupełnym brakiem
pośpiechu, a woda nie chce jej puścić - kurczowo trzyma się jej skóry,
delikatnej, niczym porcelana - lecz w końcu, zwyciężona, spływa w dół.
Wyciąga
mokrą jeszcze dłoń i przeciera zaparowane lustro. Wydyma lekko usta i patrzy
swojemu odbiciu w oczy, trochę przekornie, trochę z czułością i pobłażaniem -
tak, jak zazwyczaj spoglądała na niego. Mijają sekundy, a ona wciąż stoi, nie
wiadomo, czy zamyślona, czy po prostu zachwycona wyglądem swojego odbicia.
Owija się w końcu ręcznikiem i, wciąż ociekając wodą, wychodzi na chłodny
korytarz. Panujący w pomieszczeniu półmrok otula ją i zatrzymuje w sobie, a
stare deski skrzypią przymilnie, gdy stawia na nich bose, pozostawiające
jeszcze mokre ślady stopy.
Szczęk klamki.
Drzwi ustępują.
Staje
w progu, drżąca i pokryta gęsią skórką, lecz uśmiechnięta, a wraz z nią stoi
miękka, ciepła cisza, spokój i przyjazny mrok. Pomimo tego, że blask bijący od
paleniska rozświetla gabinet. Pomimo tego, że świat pogrąża się w coraz
większym chaosie. Ona jest. Jest sobą, a to, co dzieje się poza tym miłym,
ciepłym pomieszczeniem, na pozór nie ma na nią wpływu. Dla niego też - w tym
momencie jest ona i tylko ona, nie istnieje nic innego. Miękko stąpając,
podchodzi do niego i przysiada na brzegu dębowego biurka, jedną dłonią
przytrzymując wciąż ręcznik, a drugą wyciągając ku niemu.
Dotyk delikatnej, gładkiej skóry.
Szept cichy, lecz dźwięczny,
rozbrzmiewający, jak maleńkie, srebrne dzwoneczki.
Uśmiech. Ten, co zawsze i pomimo wszysto.
Chwila. Ułamek wieczności.
Ona - motyl, z ufnością przysiadający na
wyciągniętej dłoni.
I - cisza. Mogłaby trwać wiecznie.
Zegar
zazgrzytał, z jękiem sprężyn i mechanizmów obwieszczając światu wybicie godziny
dziesiątej tego wieczoru. Niby nic - robił to z sekundową dokładnością co
godzinę, ale tym razem kurant nie rozdarł ciszy, lecz zabił ją. Brutalnie
przywołał go do rzeczywistości, odpędził ciepło i półmrok, spłoszył motyla. A
raczej, jak należałoby powiedzieć, jego wspomnienie. Jej wizerunek, jeszcze
przed chwilą tchnący i żywy, wraz z pierwszym uderzeniem zegara rozprysnął się
na tysiące srebrnych, mikroskopijnych kropelek pamięci.
Ludwig
odjął rękę od oczu, przez chwilę zawieszając wzrok na zamkniętych drzwiach,
jakby spodziewał się, że wspomnienie Evy ożyje. Wiedział oczywiście, że to
absurd, że nie powinien pozwalać sobie na chwile roztkliwiania się, zwłaszcza w
swojej obecnej sytuacji. Wiedział, że powinien skupić się na pracy, której było
nadto po ostatnich wydarzeniach.
Pomimo tego, wciąż nie mógł zapomnieć.
Nie chciał.
Po prostu najzwyczajniej w świecie za nią
tęsknił.
Wiedział
też jednocześnie, iż pośrednio przyczynił się do tego, że musiała odejść, a to
bolało nawet jeszcze bardziej, niż jej brak. Wojna, którą zapoczątkował, niemal
ją zabiła. Zabrała ją, jej ciepło, uśmiech.
Przestań,
zrugał się w myślach, rozprostowując palce, zgrabiałe od zbyt długiego trzymania
pióra. Przestań. Skup się na pracy, teraz są problemy z czym innym i na tym
się skup, nie na Evie. Jej tu już nie ma. Przestań.
Podpisał gotowy arkusz, złożył go i sięgnął po następny. Po paru
sekundach mógł stwierdzić, że, jeżeli chciał skoncentrować się tylko i
wyłącznie na pracy, popełnił kolosalny błąd.
2.
18.07.1945
-
Odmawiam.
-
Ja cię, Niemcy, nie pytałem ani o zdanie, ani o zgodę. - Ameryka złożył
dokumenty i poprawił zsuwające się na czubek nosa okulary. - Podpisałeś
kapitulację. Przegrałeś... Przegraliście tę wojnę.
-
Nie zgadzałem się na coś takiego.
Ameryka
uśmiechnął się tylko, a Rosja, niby to nieznacznie, stuknął o blat stołu
czterdziestką czwórką. Ten dźwięk sprawił, że siedząca do tej pory cicho i ze
spuszczoną głową Bawaria drgnęła, po czym, przytrzymując się ramienia Ludwiga,
powstała z trudem, tak, aby każdy mógł ją widzieć - a wyglądała strasznie.
Połowa jej twarzy była ukryta pod opatrunkiem, zaś wyzierająca spod niego skóra
miała sinofioletowy odcień, gdzieniegdzie tylko zachowała dawną bladość. Widać
było, że Eva chce się wyprostować całkowicie, lecz nie może - ból wyraźnie jej
w tym przeszkadzał. Inni mogli się domyślać, lecz Ludwig dobrze wiedział, że
pod elegancką, wojskową marynarką i zapiętą pod szyję bluzeczką znajduje się
pokaźna warstwa bandaży.
-
Sam chciałeś wojny, Niemcy - rzekł Ameryka, a jego spojrzenie spoczęło na Evie.
- I dostałeś ją. Teraz poniesiesz tego konsekwencje, a, jak wiesz, to zwycięzcy
dyktują warunki. Czy tego chcesz, czy nie, twoje terytorium będzie podzielone,
a Bawaria przechodzi pod moją protekcję.
-
Okupację, nie protekcję. - Głos Evy, choć wyraźnie drżący, tchnął chłodem.
-
Nazywajcie to, jak chcecie. Jak już powiedziałem, podpisaliście kapitulację i
teraz musicie się dostosować. - To rzekłszy, obszedł stół dookoła, stanął obok
Evy i wziął ją pod rękę takim gestem, jakby przez całe życie nie robił nic
innego. Jednocześnie Ludwig poczuł, jak palce Bawarii zaciskają się na jego
ramieniu, poderwał się więc, lecz w tamtym momencie dała o sobie znać znać nie
wygojona jeszcze rana po postrzale. Ostry ból, który niemal rozerwał mu klatkę
piersiową, zmusił go do opadnięcia z powrotem na krzesło i ograniczył do
posłania Ameryce lodowatego spojrzenia.
-
Sam widzisz, Niemcy. Jesteś ruiną. Nie możesz nic z obecnym stanem rzeczy
zrobić.
-
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka - dorzucił zza końca stołu Francja, po
czym rozkaszlał się. Jego również - jak zresztą każdego - wojna nie
oszczędziła.
Ludwig
milczał, patrząc gdzieś w bok. Nie śmiał podnieść wzroku, nie chcąc spojrzeć na
Bawarię - czuł, że gdyby to się stało, straciłby resztki swojego opanowania.
-
Zgromadzenie uważam za zamknięte. - Głos Ameryki zmusił go do podniesienia
głowy. Znów wstał, tym razem powoli. Spojrzał na Alfreda tak, jak miał w
zwyczaju - chłodno i wyniośle, pomimo niezaprzeczalnego faktu odniesienia
porażki. Później - zupełnie mimowolnie- przeniósł wzrok na Evę i coś w nim
drgnęło. Miała dokładnie taki sam wyraz twarzy, co on, potrafił jednak
bezbłędnie doczytać się żałości i rozpaczy w jej wzroku, skrzętnie ukrytych pod
dumą.
-
Niemcy, wszystkie dokumenty otrzymasz listownie. Panno Krause, proszę zdjąć
obrączkę i udać się za mną.
Evie, bladej już uprzednio, reszta krwi
odpłynęła z twarzy. Wyglądała, jak trup.
-
Nie jestem panną - odezwała się głosem dźwięcznym i głośnym, chociaż wyraźnie
drżącym. - I nie nazywam się Krause od przeszło siedemdziesięciu sześciu lat.
-
Pani małżeństwo w tej sytuacji jest unieważnione - ciągnął niewzruszenie
Ameryka, nie puszczając jej ramienia, a Ludwig z trudem usiłował zachować
opanowanie i nie rąbnąć go w twarz. Z każdą sekundą czuł jednak, że jego szanse
na to maleją - patrzenie, jak ot tak, po prostu, zabierają Evę przekraczało
jego możliwości.
-
Powtórzę raz jeszcze: Proszę więc zdjąć obrączkę.
-
Nie.
Szczęknęła odbezpieczana broń.
-
Panno Krause, apeluję do pani rozsądku.
-
Oddam się pod okupację. Przekażę USA wszystkie urzędy i prawa, ale do tego
polecenia się nie dostosuję.
Jak
w zwolnionym tempie ujrzał Amerykę, przystawiającego lufę czterdziestki czwórki
do potylicy Evy. Nie okazała zdziwienia, stała nieruchomo, schyliła tylko głowę
tak, jakby chciała ułatwić rzecz swojemu oprawcy.
Tego widoku już nie zniósł.
Podszedł
do niej powoli i delikatnie ujął jej prawą dłoń. Podniosła nagłym ruchem głowę,
wbijając w niego spojrzenie pełne niedowierzania, zaskoczenia i bólu. Jej wzrok
był jeszcze gorszy do zniesienia niż to, co zamierzał właśnie zrobić, ale nie
miał wyboru.
Wolał widzieć ją zrozpaczoną, niż martwą.
-
Przepraszam - szepnął po niemiecku, tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć i
zrozumieć, po czym delikatnie zsunął obrączkę z jej palca.
Mały - wielki ruch.
Koniec. Nie spodziewałby się nigdy, że
tak to właśnie będzie wyglądać. I - że pozostawi po sobie taką pustkę.
Zadrżała
i zacisnęła usta, a on poczuł przez moment, że nie wytrzyma tej chwili dłużej.
Patrzył na nią, nie pragnąc niczego innego, jak tylko porwać ją w ramiona i
zatrzymać przy sobie, tak, aby nikt nie mógł zmusić jej do odejścia.
Zamiast
tgo pochylił tylko głowę i, podniósłszy jej dłoń do swoich ust, delikatnie
pocałował jej grzbiet, chcąc jak najbardziej odwlec chwilę, w której będzie
musiał ją puścić.
-
Rozsądny ruch, Niemcy - przerwał ciszę milczący dotąd Anglia. - Bardzo
rozsądny, doprawdy. A teraz, proszę, skoro doszliśmy do, hm... porozumienia,
wolałbym już móc opuścić tę salę.
-
Panno Krause, pozwoli pani.
Dłoń
Evy wysunęła się z jego uścisku. Stała przed nim, blada, wyniszczona, wciąż
drżąca z emocji. Podniosła wzrok i już wiedział - zrozumiała. Wykonałą gest,
jakby chciała otworzyć usta, czego już nie zdążyła jednak doprowadzić do
skutku. Ameryka, wyraźnie zniecierpliwiony, wykonał obrót o sto osiemdziesiąt
stopni i, prowadząc Bawarię przed sobą, opuścił pomieszczenie.
Drzwi zamknęły się z trzaskiem, tak,
jakby chciały dać mu do zrozumienia, że utracił ją bezpowrotnie.
Przyznam, że trafiłam tu całkiem przypadkiem wchodząc pewnego razu na twój profil na SF, ale muszę przyznać, że chyba zabawię tu nieco dłużej.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę mi się podobał, masz naprawdę przyjemny styl. Dobrze, że dodajesz również akapity, bo wtedy jeszcze lepiej się czyta.
Jedyne błędy jakie mi się rzuciły to zwykłe literówki znajdujące się niemalże pod koniec: "tgo" i "wykonałą".
Liczę, że wkrótce dodasz kolejną część, bo naprawdę zaciekawiła mnie historia Evy. c:
Nah, nawet tutaj nie udało mi się uchronić przed literówkami ;_; Wybacz. Cieszę się, że rozdział zaskarbił sobie twoje uznanie i tym bardziej, że chciało ci się produkować komentarz. Mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz ^^
UsuńZ całą pewnością jeszcze wpadnę, o to nie musisz się martwić *albo musisz... :'D*. c:
Usuń