piątek, 16 stycznia 2015

Niezapomniane - część druga

        Ło! A już myślałam, że nie doczekam się odzewu - a tu proszę. Bardzo mnie to podbudowało, nie powiem =3 Z tejże okazji wrzucam dalszą część pisadełka. Mam jeno dylemat, czy wrzucać dodatkowy rozdział i aktualnie to rozważam. W każdym razie - indżojcie, moi mili. 


            3.

        Trzymał w ręku wyjęty z koperty urzędowy dokument podpisany przez Amerykę. Data w prawym górnym rogu twierdziła, że został wydany dnia osiemnastego lipca 1945 roku. Tekst znajdował się tylko na połowie kartki, druga pozostawała pusta. Dopiero po przeczytaniu zapisu zorientował się, dlaczego.
                W pierwszym odruchu chciał odłożyć pióro, a ów dokument odsunąć jak najdalej od siebie. Opanował się jednak i zmusił do pisania.
"W imieniu Trzeciej Rzeszy Niemieckiej..."
                Odłożył jednak pióro, czując, że rana po postrzale postanowiła jednak nie dać mu do końca spokoju. Zdecydowanie, nie powinien jeszcze pracować, a przynajmniej nie pozwalać sobie na zbytnie emocje.
Problem polegał jednak na tym, że dokument, który trzymał w ręku, przywodził na myśl zbyt dużo świeżych jeszcze wspomnień.
"... na mocy warunków złożonej kapitulacji..."

                                                                                              4.
8.07.1945
                - Podpisz to.
                - Nie mogę.
                - Musisz. - Eva zrobiła ruch, jakby chciała zacisnąć zdrową dłoń w pięść, ale najwidoczniej w porę przypomniała sobie o trzymanym w niej piśmie. Zamiast tego przysiadła na brzegu łóżka. - To jest tylko dokument.
                - Jeżeli podpiszę ten "tylko dokument", to Rzesza oficjalnie przestanie istnieć. - Ludwig spróbował podnieść się na łokciu, ale popchnęła go z powrotem na poduszki, po czym pochyliła się tak, że niemal stykali się czubkami nosów.
                - Rzesza już nie istnieje - wyszeptała. - Kapitulacja to jedyne, co można zrobić i dobrze o tym wiesz, tylko boisz się przyznać do porażki.
                Nie zaprzeczył. Nie mógł, nie chciał wierzyć, że coś, co było dokładnie zaplanowane i misternie wprowadzane w życie przez taki okres czasu, nagle wali się i rozpada w kawałki. Perspektywy były wielkie. Wszystko było wielkie. Każdy szedł po trupach do jednego, wspólnego celu.
A mimo to wszystko upadło.
                Wiedział, oczywiście, że wojna wiąże się z ryzykiem, ale był niemal pewny, że się uda. Pomimo faktu, że zaledwie przed dwoma dniami przywleczono go tu na wpół martwego, wciąż nie dopuszczał do siebie wiadomości, że tak naprawdę wszystko skończone - nie chciał wierzyć, że Rzesza istnieje już tylko na papierze. Nie zwykł łatwo dawać za wygraną i teraz też nie miał zamiaru. Tego, że nie da rady o własnych siłach wstać z łóżka i ustać na nogach, choćby przez dokuczliwy ból nie mógł już ignorować, aczkolwiek usilnie próbował.
                - Musi być jakiś sposób. Wciąż możesz walczyć, sytuacja nie jest na tyle krytyczna, aby...
                - Nie, Ludwig - przerwała mu i wyprostowała się. - W tym sęk, że sytuacja właśnie jest krytyczna. A ja już nie wytrzymam tego dłużej. Zresztą, spójrz sam - to mówiąc, odwinęła opatrunek, zakrywający połowę jej twarzy i dopiero w tamtym momencie zrozumiał, dlaczego był niezbędny. To, co było pod nim, przypominało bardziej wizerunek topielca, a nie człowieka - twarz Evy była silnie opuchnięta, miejscami sinofioleteowa, niemal czarna, a białko jej prawego oka podeszło krwią na tyle, że nie reprezentowało już sobą naturalnej bieli.
                - To dostałam od Rosji - rzekła głucho, po czym podwinęła koszulę, jakby od niechcenia demonstrując grubą warstwę bandaży, przez którą przesiąkła już nieco krew. - A to od Ameryki.
                - Eva, proszę...
                - W porządku. - Opuściła koszulę i na powrót przysłoniła twarz opatrunkiem.
                - Przepraszam.
Milczała.
                - Niemcy... Ludwig! - Odezwała się nagle po dłuższej chwili, głosem złamanym i urywanym. - Jeżeli nie skapitulujemy, jeżeli się nie poddamy... Oni nas zabiją!
                - Eva...
                - Nie powiedziałam ci wcześniej, ale czekają na zewnątrz. Wzięłam od nich to - machnęła nagle aktem kapitulacji tak, że o mało nie wyleciał jej z ręki. Mówiła coraz szybciej. -Wzięłam od nich to, żeby móc samej do ciebie przyjść, inaczej rozmawiałbyś teraz z Rosją albo Ameryką! Musimy skapitulować, Niemcy, musimy! I tak już nic nie da się zrobić, tylko...
                - Uspokój się. - Ujął jej dłoń, poczuł, że cała się trzęsie. Przyciągnął ją do siebie delikatnie, zdrową ręką obejmując jej drżące łopatki. Mijały minuty, cisza trwała, a Eva, wtulona w jego ramię, zdawała się stopniowo odzyskiwać równowagę. Ludwig myślał. W tej sytuacji mógł podjąć tylko jedną decyzję. Czuł jej ciepło, słyszał bicie jej serca - nie wybaczyłby sobie, gdyby z jego winy coś jej się stało, tak samo, jak nie potrafiłby wyobrazić sobie jej braku. Nawet, jeżeli dzięki temu idea Trzeciej Rzeszy miałaby przetrwać.
                - Co z szefem?
                - Nie ma wyboru - odezwała się bezbarwnym szeptem tuż przy jego uchu.
Odsunął ją od siebie na tyle, aby móc na nią spojrzeć.
                - Podpiszemy kapitulację.
                Zdziwił się, jak łatwo te słowa przeszły mu przez gardło. Spodziewał się, że trudno będzie mu nawet pomyślećo czymś takim, a tu - ot, tyle. Spodziewał się, że będzie potrzebował długich dni na przemyślenie tego ruchu, a okazało się, że wystarczyło, aby spojrzał na Evę i zobaczył, że ona też ponosi konsekwencje wojny - czego wcześniej nie widział.
Dopiero teraz widział doskonale.
                Teraz dopiero zauważył jej rany. Dopiero teraz spojrzał jej w oczy i zobaczył, że jej również nie jest łatwo pogodzić się z upadkiem tak obiecującej idei, że ona też czuje ból. Że nie chce, aby to się tak skończyło - ale nie ma innego wyjścia.
                Pomogła mu usiąść i wręczyła pióro oraz akt kapitulacji, po czym, przysiadłszy znów na samym brzegu łóżka, odwróciła wzrok, patrząc gdzieś w kąt. Zmusił się do nie podążenia jej śladem i, wziąwszy podane mu pióro w lewą dłoń, w odpowiednim miejscu złożył niezbyt zgrabny podpis. W tamtym momencie zegar, stojący zapewne gdzieś na korytarzu, ze zgrzytem wybił godzinę jedenastą. Brzmiał nieco inaczej, niż ten, który stał w domu, więc zapewne dlatego zwrócił na siebie uwagę. Nie tylko jego zresztą - Eva podniosła nagle głowę i przeniosła spojrzenie na Ludwiga.
Bez słowa podał jej dokument.

Na korytarzu, gdzie cierpliwie czekali alianci, stary zegar pokazywał godzinę dwudziestą trzecią i minutę po, gdy drzwi od szpitalnej sali się otworzyły.



3 komentarze:

  1. Hah, kolejny post, a ja strasznie spóźniona i z takim marnym, nie wnoszącym nic komentarzem. ;-;
    Ale wracając do najważniejszego: bardzo, ale to bardzo mi siępodobał cały rozdział i coraz bardziej zaczynam lubić Evę, szczególnie w połączeniu z Ludwigiem. Przez Ciebie było mi ich kilka razy żal. ;-;
    Jednak jedynym co mnie denerwowało, to te ciągłe pisanie kursywą. Nie wiem jak innych, ale mnie takie coś strasznie razi po oczach. D:
    Na koniec dodam tylko tyle, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wpadają do mnie, jak miło c': Wiesz co, nie wiem, mnie ta kursywa akurat niespecjalnie razi (zamysł był taki, żeby oddzielała wspomnienia od "teraźniejszości" tekstu), ale może faktycznie lepiej będzie zmienić na zwykłą czcionkę ^^

      Usuń
    2. Nie, spokojnie. To, że tylko mnie to razi nie znaczy, że musisz ogólnie wszystko zmieniać. c:

      Usuń