Ło! A już myślałam, że nie doczekam się odzewu - a tu proszę. Bardzo mnie to podbudowało, nie powiem =3 Z tejże okazji wrzucam dalszą część pisadełka. Mam jeno dylemat, czy wrzucać dodatkowy rozdział i aktualnie to rozważam. W każdym razie - indżojcie, moi mili.
3.
Trzymał
w ręku wyjęty z koperty urzędowy dokument podpisany przez Amerykę. Data w
prawym górnym rogu twierdziła, że został wydany dnia osiemnastego lipca 1945
roku. Tekst znajdował się tylko na połowie kartki, druga pozostawała pusta.
Dopiero po przeczytaniu zapisu zorientował się, dlaczego.
W
pierwszym odruchu chciał odłożyć pióro, a ów dokument odsunąć jak najdalej od
siebie. Opanował się jednak i zmusił do pisania.
"W imieniu Trzeciej Rzeszy
Niemieckiej..."
Odłożył
jednak pióro, czując, że rana po postrzale postanowiła jednak nie dać mu do
końca spokoju. Zdecydowanie, nie powinien jeszcze pracować, a przynajmniej nie
pozwalać sobie na zbytnie emocje.
Problem polegał jednak na tym, że
dokument, który trzymał w ręku, przywodził na myśl zbyt dużo świeżych jeszcze
wspomnień.
"... na mocy warunków złożonej
kapitulacji..."
4.
8.07.1945
-
Podpisz to.
-
Nie mogę.
-
Musisz. - Eva zrobiła ruch, jakby chciała zacisnąć zdrową dłoń w pięść, ale
najwidoczniej w porę przypomniała sobie o trzymanym w niej piśmie. Zamiast tego
przysiadła na brzegu łóżka. - To jest tylko dokument.
-
Jeżeli podpiszę ten "tylko dokument", to Rzesza oficjalnie przestanie
istnieć. - Ludwig spróbował podnieść się na łokciu, ale popchnęła go z powrotem
na poduszki, po czym pochyliła się tak, że niemal stykali się czubkami nosów.
-
Rzesza już nie istnieje - wyszeptała. - Kapitulacja to jedyne, co można zrobić
i dobrze o tym wiesz, tylko boisz się przyznać do porażki.
Nie
zaprzeczył. Nie mógł, nie chciał wierzyć, że coś, co było dokładnie zaplanowane
i misternie wprowadzane w życie przez taki okres czasu, nagle wali się i
rozpada w kawałki. Perspektywy były wielkie. Wszystko było wielkie. Każdy szedł
po trupach do jednego, wspólnego celu.
A mimo to wszystko upadło.
Wiedział,
oczywiście, że wojna wiąże się z ryzykiem, ale był niemal pewny, że się uda.
Pomimo faktu, że zaledwie przed dwoma dniami przywleczono go tu na wpół
martwego, wciąż nie dopuszczał do siebie wiadomości, że tak naprawdę wszystko
skończone - nie chciał wierzyć, że Rzesza istnieje już tylko na papierze. Nie
zwykł łatwo dawać za wygraną i teraz też nie miał zamiaru. Tego, że nie da rady
o własnych siłach wstać z łóżka i ustać na nogach, choćby przez dokuczliwy ból
nie mógł już ignorować, aczkolwiek usilnie próbował.
-
Musi być jakiś sposób. Wciąż możesz walczyć, sytuacja nie jest na tyle
krytyczna, aby...
-
Nie, Ludwig - przerwała mu i wyprostowała się. - W tym sęk, że sytuacja właśnie
jest krytyczna. A ja już nie wytrzymam tego dłużej. Zresztą, spójrz sam - to
mówiąc, odwinęła opatrunek, zakrywający połowę jej twarzy i dopiero w tamtym
momencie zrozumiał, dlaczego był niezbędny. To, co było pod nim, przypominało
bardziej wizerunek topielca, a nie człowieka - twarz Evy była silnie
opuchnięta, miejscami sinofioleteowa, niemal czarna, a białko jej prawego oka
podeszło krwią na tyle, że nie reprezentowało już sobą naturalnej bieli.
-
To dostałam od Rosji - rzekła głucho, po czym podwinęła koszulę, jakby od
niechcenia demonstrując grubą warstwę bandaży, przez którą przesiąkła już nieco
krew. - A to od Ameryki.
-
Eva, proszę...
-
W porządku. - Opuściła koszulę i na powrót przysłoniła twarz opatrunkiem.
-
Przepraszam.
Milczała.
-
Niemcy... Ludwig! - Odezwała się nagle po dłuższej chwili, głosem złamanym i
urywanym. - Jeżeli nie skapitulujemy, jeżeli się nie poddamy... Oni nas zabiją!
-
Eva...
-
Nie powiedziałam ci wcześniej, ale czekają na zewnątrz. Wzięłam od nich to -
machnęła nagle aktem kapitulacji tak, że o mało nie wyleciał jej z ręki. Mówiła
coraz szybciej. -Wzięłam od nich to, żeby móc samej do ciebie przyjść, inaczej
rozmawiałbyś teraz z Rosją albo Ameryką! Musimy skapitulować, Niemcy, musimy! I
tak już nic nie da się zrobić, tylko...
-
Uspokój się. - Ujął jej dłoń, poczuł, że cała się trzęsie. Przyciągnął ją do
siebie delikatnie, zdrową ręką obejmując jej drżące łopatki. Mijały minuty,
cisza trwała, a Eva, wtulona w jego ramię, zdawała się stopniowo odzyskiwać
równowagę. Ludwig myślał. W tej sytuacji mógł podjąć tylko jedną decyzję. Czuł
jej ciepło, słyszał bicie jej serca - nie wybaczyłby sobie, gdyby z jego winy
coś jej się stało, tak samo, jak nie potrafiłby wyobrazić sobie jej braku.
Nawet, jeżeli dzięki temu idea Trzeciej Rzeszy miałaby przetrwać.
-
Co z szefem?
-
Nie ma wyboru - odezwała się bezbarwnym szeptem tuż przy jego uchu.
Odsunął ją od siebie na tyle, aby móc na
nią spojrzeć.
-
Podpiszemy kapitulację.
Zdziwił
się, jak łatwo te słowa przeszły mu przez gardło. Spodziewał się, że trudno
będzie mu nawet pomyślećo czymś takim, a tu - ot, tyle. Spodziewał się, że
będzie potrzebował długich dni na przemyślenie tego ruchu, a okazało się, że
wystarczyło, aby spojrzał na Evę i zobaczył, że ona też ponosi konsekwencje
wojny - czego wcześniej nie widział.
Dopiero teraz widział doskonale.
Teraz
dopiero zauważył jej rany. Dopiero teraz spojrzał jej w oczy i zobaczył, że jej
również nie jest łatwo pogodzić się z upadkiem tak obiecującej idei, że ona też
czuje ból. Że nie chce, aby to się tak skończyło - ale nie ma innego wyjścia.
Pomogła
mu usiąść i wręczyła pióro oraz akt kapitulacji, po czym, przysiadłszy znów na
samym brzegu łóżka, odwróciła wzrok, patrząc gdzieś w kąt. Zmusił się do nie
podążenia jej śladem i, wziąwszy podane mu pióro w lewą dłoń, w odpowiednim
miejscu złożył niezbyt zgrabny podpis. W tamtym momencie zegar, stojący zapewne
gdzieś na korytarzu, ze zgrzytem wybił godzinę jedenastą. Brzmiał nieco
inaczej, niż ten, który stał w domu, więc zapewne dlatego zwrócił na siebie
uwagę. Nie tylko jego zresztą - Eva podniosła nagle głowę i przeniosła
spojrzenie na Ludwiga.
Bez słowa podał jej dokument.
Na korytarzu, gdzie cierpliwie czekali
alianci, stary zegar pokazywał godzinę dwudziestą trzecią i minutę po, gdy
drzwi od szpitalnej sali się otworzyły.